Ogłoszenie

Drodzy gracze!


Jak zapewne wiecie w tym temacie zajmuję się opisem największych nacji w Ithieau. Temat ten cały czas znajduje się w budowie i choć napisałem już opisy do kilku nacji to wiele mi jeszcze zostało. Gdybyście chcieli mi pomóc proszę was o kontakt. Macie jakieś ciekawe pomysły na nację, krainę czy ród - napiszcie. Chcecie stworzyć jakiś własny tekst, opisać jedną z nacji czy wymyślić jakiś sławny autorytet do jednej z nich - napiszcie. Pamiętajcie, że wy również macie prawo tworzyć wizję tego świata.
Czekam więc na wasze propozycje.

Merkurjusz oznajmił, że gra mu nie idzie i nie ma weny, więc rezygnuje z dalszej gry. Żeby dłużej nie przeciągać będziemy kontynuować rozgrywkę bez niego. Jego postać stanie się NPCem i jej poczynania będę opisywał ja w moim poście na koniec kolejki.

Grę zaczynało pięciu graczy. Jeden z nich niedawno zrezygnował z dalszej gry, więc zwolniło się jedno miejsce. Oprócz tego zapowiedziałem, że do gry mogę dodatkowo jeszcze kogoś przyjąć, więc sprawa teraz wygląda tak: gra będzie kontynuowana dalej, lecz rekrutacja zostaje nadal otwarta. Nowi gracze mogą składać swoje Karty Postaci i ubiegać się o pozwolenie na dołączenie do gry. Ilość wolnych miejsc? Na razie dwa.

#26 2014-08-28 20:27:47

KarczemnyNozownik

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-08
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Bohard podniósł dłoń w geście powitania i przesunął się lekko aby pomóc Rose w chowaniu się za nim. "Wstydzi się czy co?" pomyślał.
- Ja nie tyle po bestię co po pieniądze, ale skoro trzeba za garść króli ubić bydle to ubijemy. - Poprawił kapelusz tak, żeby nie zasłaniał jego oczu. - Nikt nie każe wam być uprzejmym, ale miło by było gdyby panowie zdradzili nam swe imiona. Musimy wiedzieć jakie imiona wykrzykiwać kiedy się pogubicie w krzakach, co nie?. - Tak, Bohardowi wyraźnie dopisywał dobry humor. A może to przez te darmowe piwo?
Zgodnie z "prośbą" nowo poznanego towarzysza, pozwolił sobie usiąść upewniając się wcześniej, że Rose również będzie miała gdzie się posadzić, po czym zaczął częstować się trunkiem, "He! Pogięło ich! Darmowe leją!". Wszystko wskazywało na to, że Bohard będzie miał dziś udany dzień. Spojrzał on na Eona który rozmawiał ze swoim krukiem, oczywiście uprzednio licząc ile on może mieć w głowie trybików nie na miejscu. - A więc pijmy i bawmy się, bo za niedługo będziem się bić! - Powiedział, po czym zaśmiał się cicho pod nosem.

Offline

 

#27 2014-08-28 21:49:56

 Rand the Casime

Amator Erpegów

Skąd: Dezel Far
Zarejestrowany: 2014-08-13
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Rand obserwował zmierzającą w ich stronę trójkę osób i już wiedział, że Eon postanowi się podzielić trunkiem! "Jeśli się podzieli to ujebie drania taki trunek na zmarnowanie! Ci ignoranci nawet nie docenią jego wyjątkowości!" . Gdy wszyscy  już zajęli miejsca Rand wściekał się, ale nie dawał tego po sobie poznać, nawet w tedy gdy trunek ruszył w obieg i zaczęło go poważnie ubywać. Jeśli trunek skończył by się przed tym jak Czarnowłosy by się nim już podciął mogłoby dojść do burdy, ale sytuacje uratowało mamrotanie do siebie Eona i te jego słowa pełne zdziwienia dotyczące czyjeś płci. " czyżby ten cichy osobnik koło tego kapelusznika był kobietą?!" . Lubieżne myśli na temat zamaskowanej kobiety przerwało myśl o tym iż nie może do końca chodzi o niego*. Dalsze próby roztrzęsiania tej myśli przerwało pytanie kapelusznika. Jako, że Rand uwielbiał się przedstawiać kobietą, a  postanowił zaryzykować i stwierdzić czy zamaskowany towarzysz kapelusznika jest piękną Damą Czarnowłosy podniósł się. Wyprostował się jak struna i momentalnie poczuł moc wypitego do tej pory trunku( nawet tych psich szczyn z karczmy) "Nie rzygaj Rand! Na miłość Bogów wszelkich ludów nie rzygaj musisz dobrze wypaść przed tą panią, a może  w Gimouth spędzisz miłą noc! nagle nie wiadomo skąd nadbiegła inna myśl.  "A jeśli to nie żadna Dama, ani urodziwa panna tylko jakiś drobny pokurcz, albo co gorsza jakaś paskudna pokraka udająca kobietę?".Odpowiedź w głowie Randa rozległa się natychmiast "Do kurwy nędzy Rand nie histeryzuj!" . gdy tak wyprostowany Rand stwierdził, iż przykuł już uwagę całej gromady odkręcił się w stronę zamaskowanej całkowicie osoby i ukłonił się parodiując  klasyczny ukłon dworski. Czarnowłosy zgiął się tak mocno i szybko, że warkocz zsuną mu się z pleców i wisiał tuz obok twarzy zamaskowanej osoby. - Panienka pozwoli, że się przedstawię. Jestem Rand The Casime. Czarodziej i weteran wojenny w stopniu dziesiętnika. Jedyny prawowity dziedzic Dolin Niedźwiedzich. - zrobił drobną przerwę, by wszyscy przyswoili sobie jego słowa- Proszę mi wybaczyć mą impertynencje, ale jeśli byłaby Panienka tak wyrozumiała i mogła by mi wyjawić cel swej podróży bo nie wydaje mi się, by była by pani zainteresowana włóczeniem się za bestia w tak mało dostojnym towarzystwie osób mojego pokroju. - Rand podniósł głowę by spojrzeć na zasłoniętą całkowicie twarz  swojej rozmówczyni teraz miał już pewność, iż rozmawia z kobietą ponieważ jej oddech pachniał migdałami i miętą, a po za tym mimo całkiem mokrego ubrania dało się wyczuć delikatną woń imbiru wymieszaną z jakimś kwiatkiem. Rand nie znał się na nich za dobrze, ale zdawać by się mogło iż był to zapach konwalii, ale woń zniknęła kiedy zimny powiem wiatru wdarł się między nich.  tak więc Rand trwał zgięty w pół patrząc w zasłoniętą twarz panienki Rose zastanawiając się czy wrażenie jakie na niej wywarł było odpowiednie by spróbować czegoś więcej w drodze do miasta czy może raczej nie za bardzo mu wyszła ta poza i właśnie stracił szanse na miłą wspólną noc w Gimouth. "Nie zapominaj, że to dalej może być potwór w kobiecej skórze, który tylko ładnie pachnie! ". Myśl była tak potwornie irytująca, że Rand rozważał cichą modlitwę w intencji nie prawdziwości tej okropnej sugestii kryjącej się w jego głowię. Czarnowłsy niczego teraz nie pragnął bardziej jak rozwiania swoich wątpliwości w bubku tego wyśmienitego koniaku, ale ta cholerna pozo i sytuacja mu na to nie pozwalały

Offline

 

#28 2014-08-28 23:41:54

lawsford

Wielki Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-06-21
Posty: 58
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Deszcz nie tylko zmywał ślady, ale również wszystko inne na swojej drodze. Z małych kałuż i strumyków w mgnieniu oka stworzyła się powódź. Dobrze, że bohaterowie znaleźli sobie jakieś zadaszone miejsce bo mieliby niezwykły problem w uniknięciu zamoczenia. Siekący deszcz nie ustępował, a przeciwnie, lał coraz to mocniej. Krople były wielkie i zlatywały z przerażającą szybkością, tak że kłuły podróżników w ręce, gdy ci wystawiali je poza dach, żeby sprawdzić jak mocno leje. "I jak tu teraz dojść do miasta?" myślał każdy z nich. Oprócz uporczywego deszczu zbierała się coraz to większa wichura, a błyski i grzmoty burzy zdawały się być coraz to bliżej kryjówki piątki wędrowców. Co chwilę koło twarzy przelatywały im dębowe liście niesione podmuchami groźnego wiatru. Większość latarni przy trakcie pogasła, gdyż deszcz zalewał lampy. Robiło się więc ciemniej. Do północy zostały jeszcze około dwie godziny, dlatego nie było sensu wyruszać teraz i brnąć w wodzie głębokiej na stopę, żeby dotrzeć do miasta. Trzeba było tutaj przeczekać. W odbiciu błyskającego światła piorunów nawiedzony tartak wyglądał strasznie. Pomimo, iż wiadome było, że już nic tu nie straszy z wewnątrz dochodziły regularne przeraźliwe jęki skrzypiących drzwi. Rose zdawało się, że przed chwilą usłyszała jak ktoś chodzi po trzaskających deskach w głębi tartaku. Eonowi cała ta sytuacja wydawała się co najmniej śmieszna, gdyż nawiedzony budynek, z którego on sam wypędził kilka zjaw straszących tubylców dalej mógł napędzić niezłego pietra. Przesiadywanie na zewnątrz dawało się we znaki. Deszcz przedostawał się bokiem i trafiał bohaterów swoimi lodowatymi kroplami. Przydałoby się wejść do środka. Zakapturzony żniwiarz znał doskonale wnętrze tartaku. Pamiętał, że zaraz przy wejściu znajduje się niewielki hol, dalej było wejście do kantoru, biura właściciela, gdzie można było znaleźć tony papierów z umowami i dokumentów oraz przejście na stołówkę, potem do kuchni. Z jadalni było kilka przejść do szatni, a stamtąd do pomieszczeń pracowniczych - kilku hali różnej wielkości, gdzie przycinano i obrabiano ścięte drzewa. Potępione dusze zmarłych byłych właścicieli tartaku, którzy zostali wykiwani przez ich współzarządców, by potem jako duchy zesłać na nich niepowodzenie zagnieździły się w tutejszej kuchni, gdzie Eon je złapał i zapieczętował. Teraz tartak był pusty, a prace miały zostać wszczęte od następnej wiosny. Popijającym towarzyszom zmarzły ręce i dłuższy pobyt na dworze mógłby przynieść lekkie przeziębienie.


http://i61.tinypic.com/rjjprc.gif

Offline

 

#29 2014-08-29 00:33:18

 Rose

Amator Erpegów

Skąd: Valadilene
Zarejestrowany: 2014-06-22
Posty: 17
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Gdy twarz nowo poznanego towarzysza znalazła się niebezpiecznie blisko, Rose bez wahania odsunęła się wstając z miejsca, ku zdziwieniu reszty zdjęła kaptur, pod którym ukazały się jej wielkie ciemno-szare oczy przeszywające Randa. Chusta przewieszona na twarzy mimowolnie opadła na dekolt odkrywając krwistoczerwone usta wykrzywione w zadziornym uśmiechu. "Eh... koniec maskarady i tak prędzej czy później te pijaczyny by się dowiedziały, a przez ten kaptur prawie nic nie widzę." pomyślała dziewczyna, po czym skierowana do Randa powiedziała: - A czemuż to nie wierzysz, iż ktoś taki jak ja nie mógłby poradzić sobie z polowaniem na bestie? Dla Pańskiej informacji jestem tu tylko w celu uatrakcyjnienia sobie życia. Pomyślałam, że taka oto przygoda będzie dobrym pretekstem do oderwania się od rzeczywistości.
Następnie dalej stojąc pochwyciła swój kufel, robiąc w końcu pierwszy łyk. Wsłuchując się w dziwne odgłosy dobiegające z głębi tartaku, na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a sama ona zaczęła się lekko trząść. Było to jednak spowodowane zimnem, a nie strachem. Rose nie chcąc nabawić się grypy, rzekła do grupy "Może wejdziemy do środka, zanim wam tyłki do reszty nie przymarzną?" Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wejścia.

Offline

 

#30 2014-08-29 06:34:15

InkwizytorSzalonyHollow

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-06
Posty: 22
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Oczywiście, kruk miał rację, jak zawsze. Zimny wiatr i wilgoć nie przeszkadzały Eonowi, ale zdawał sobie sprawę że pewnie tylko jemu. Alkohol który wypił, pomógł mu przełamać samotniczą naturę, tak więc po wywodzie Rose gniewnie ryknął - Uatrakcyjnienia sobie życia dziewko?! ? Czy może w celu straszliwej śmierci? A poza tym po głębszym zastanowieniu, nikt nigdy nie powiedział że to polowanie na bestię, pomimo że samo się to nasuwa. Z tego co słyszałem o tym szlachcicu, to może być poszukiwanie wody życia, lub innego bajkowego bzdetu. Albo morderstwo. na koniec dodał już spokojnie, głaszcząc kruka. "Kości zostały rzucone, pora sprawdzić z czego są " pomyślał, krzywiąc się nieznacznie, gdyż wiatr zaczął uderzać w go w twarz odorem moczu. Poszedł za Rose mówiąc zachrypniętym, mrocznym głosem -Jestem Eon, ostatni z rodu Dragness. Co umie, to ma rzecz, i narazie tak pozostanie. Ślicznotka ma rację, w środku cieplej, a w gabinecie kierownika jest duży komin i dość na nas miejsca. Nie radzę jednak zaglądać do kuchni. Jedzenie i parę innych rzeczy są schowane, zaraz po nie pójdę. Rand, i ty, panie Awanturniku jakbyście mogli przenieść tam napoję. po czym ruszył do jednej ze skrytek z jedzeniem. Jako że znał tartak i niczego się tam nie lękał, zebrał zagryzkę do popijawy i jako pierwszy przyszedł do gabinetu. Rozpalał ogień, co przychodziło z łatwością, bo miał tu zapas suchego drewna, gdy drzwi się otworzyły. Pomyślał O wreście

Offline

 

#31 2014-08-29 11:19:31

KarczemnyNozownik

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-08
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Wszyscy przenosili się do tartaku a mu fajnie było na zewnątrz, ale skoro musiał to musiał, zabrał swój napój, nie wiedział czy to on został nazwany Awanturnikiem czy to było do kogoś innego, ale pomógł przenieść wszystko do środka. Bawiło go to jak wszyscy nagle rzucili się na Rose jakby pierwszy raz w życiu kobietę widzieli, ale nie dał tego po sobie poznać. Wzięła łuk, znaczy to że potrafi z niego korzystać, przyda się czy nie przyda, to się okaże. - Bestia czy nie bestia, a kogo to obchodzi. Cokolwiek nie będziemy w Berhalu robić, jest szansa, że go spotkamy a za jej ubicie pieniądze i sławę dostaniemy. Wy możecie wziąć sobie sławę, ja zaopiekuję się pieniędzmi. - Bohard poszedł za Eonem do gabinetu i rozsiadł się gdzieś wygodnie, obserwując go jak rozpala ogień. - Ten Twój kruczek ma jakieś imię, czy czekasz aż sam Ci je powie? Wygląda na inteligentną bestię, potrafi na zawołanie przedziobać tętnicę szyjną? Albo ślipia wydziabywać? - Jak zwykle ciekawy wszystkiego w okół, im więcej wie, tym ich przygoda szybciej się skończy. Postanowił odsłonić swoją twarz i zsunął chustę tak, że zwisała z jego szyi. Nie ukrywał pod nią żadnych blizn czy ran, oprócz tej jednej szramy która szła przez oko, ale było ją widać już nawet z założoną chustą, więc nie można było tego uznać za jakąś wielką tajemnicę że coś chciało go pozbyć oka.
Bohard popijał nalany mu trunek czekając aż reszta wejdzie do gabinetu. Chciał mimo wszystko lepiej poznać swoich towarzyszy.

Offline

 

#32 2014-08-29 12:49:11

 Rand the Casime

Amator Erpegów

Skąd: Dezel Far
Zarejestrowany: 2014-08-13
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Rand z głębokiego ukłony wygiął się w łuk i patrząc w daszek zaśmiał się ze szczęścia, iż jego towarzyszka jest atrakcyjną panną."Ale zadziorna!" Czarnowłosy spojrzał na odchodzącą ponętną Damę z którą kroczył dobry gospodarz ich spotkania. "Co za krok ! Nie ma co ona wie jak eksponować swoje wdzięki!" uśmiech na twarzy Randa stał się bardziej lubieżny. ale po słowach skierowanych do niego. rand wyprostował się i uspokoił zgarnął część trunków i ruszył za resztą. zostawił trunki w gabinecie, gdzie eon rozpalał w kominie i  wyszedł na zewnątrz. zrezygnował  z osłony  daszku i przebiegł kawałek za róg budynku. stamtąd, gdy już się wysikał ruszył w stronę szerokiego wejścia do tartaków od strony hal. gdy już wszedł do środka ociekający wodą kroczył przez pomieszczenia w poszukiwaniu znaków nekrotycznych zostawionych przez Eona lub osoby która uwięziła te duchy. Rand nie wierzył w samoistne przywiązywanie się duchów, tylko w to, iż ktoś musiał je spętać z danym miejscem. Jeśli przy okazji odkrył, iż jego towarzysz para się nekromancją zyskał by swego rodzaju zabezpieczenie w razie burdy bądź co bądź takich rzeczy się nie wyjawia, ale jeśli znaki nie należą do Eona będzie trzeba się rozejrzeć za nekromantą, który to zrobił...

Offline

 

#33 2014-08-29 14:31:37

lawsford

Wielki Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-06-21
Posty: 58
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Eon wszedł do ciemnej kuchni, gdzie czuć było słodki zapach stęchlizny i mokrego, spróchniałego drewna. Po omacku przeszukał półki i regały znajdując parę przedmiotów zdatnych do spożycia. Ogórki, marynowane ziemniaki i pleśniowy ser, jedynie to wyglądało na nieprzeterminowane. Resztę podejrzanych produktów żywieniowych, które wydzielały inne zapachy niż powinny zostawił. Wychodząc z kuchni na stołówkę usłyszał podejrzany dźwięk. Nie miał jednak pojęcia, czy to co usłyszał było cieniutkim, cichym śmiechem wydobywającym się z głębi tartaku, czy też wyjącym wiatrem, który szalał na zewnątrz. Ignorując to lub też nie udał do gabinetu, gdzie czekali na niego już Bohard, Rose i brodaty MerQu. Natomiast Randa gdzieś wcięło. Zapewne znów poszedł się odlać. "Ten to ma wymagający pęcherz." Towarzysze rozsiedli się wokół wielkiego dębowego biurka, na którym postawili swoje kufle z trunkiem. Za chwilę to samo zrobił Eon ze znalezionym w kuchni jedzeniem. W środku było zimniej niż na dworze, lecz po kilkunastu minutach, gdy Eon rozpalił ogień w małym kamiennym kominku temperatura w pomieszczeniu zaczęła powoli wzrastać. Rozcierając dłonie nad paleniskiem bohaterowie wrócili do popijania mocnego trunku, który miło palił ich wewnątrz. A Rand dalej nie wracał.

Ciemnowłosy czarodziej brnąc w lodowatej wodzie i potwornie zacinającym deszczu dostał się na tyły tartaku cały mokry. Długo mu jeszcze zabrało szukanie wejścia do jednej z hali. Na szczęście drzwi nie były zamknięte na klucz. Wszedł do wielkiego hangaru ociekając z mroźnej wody i pierwsze co zrobił to ściągnął buty, żeby wylać z nich przeźroczysty płyn. Niestety buty całkowicie mu przemokły. Gdy już to zrobił rozejrzał się po hali. Wszędzie znajdowały się ogromne ścięte pnie, które czekały tutaj nie wiadomo jak długo na obróbkę. Ułożone były stosami i ciągnęły się daleko, daleko, aż do końca hangaru. Rand z tego miejsca nie mógł określić jak wielki może być budynek do którego trafił. Błądząc w labiryncie ogromnych pali szukał wyjścia z pomieszczenia, a także jakichkolwiek śladów użycia nekromanckiej magii. Wtedy drzwi, którymi wszedł trzasnęły przeraźliwie, a do środka wdarł się ze świergotem zimny wiatr idącej wichury. Rand odetchnął z ulgą uświadamiając sobie, że nie ma się czego bać. Para uleciała mu z ust. Na prawdę było tutaj okropnie chłodno! Kroczył nieskończoną ścieżką nieruchomych stosów drewna, gdy usłyszał cienki pisk, a zaraz potem przeleciał mu pod nogami szczur wielkości stopy. Kilka jardów dalej znalazł wydrążone w jednym z drzew gniazdo. Siedząca w nim szczurza matka o wielkich, krwistoczerwonych ślepiach zasyczała gniewnie na nadchodzącego czarodzieja w obronie swoich młodych znajdujących się w gnieździe. Rand przeszedł obok i wtedy zauważył wyjście z hangaru. Miał do niego prostą drogę. Gdy już pokonał dystans stu jardów otwarł lekko skrzypiące drewniane drzwi i wszedł do ciemnego pomieszczenia. Idąc w całkowitym mroku kopnął przypadkiem o coś twardego. Poczuł niemiły ból w goleniu. Zaklął cicho pod nosem i wymacał ową rzecz ręką. Okazało się, że trafił na schody. Wszedł po kilku stopniach i znów znalazł się na płaskiej powierzchni. Trafił do jakiegoś długiego korytarza. Na końcu niego było rozwidlenie, a z lewej strony przedostawało się blade światło jakiegoś ognia. Wtedy Rand usłyszał z oddali:
- Hej, słyszałeś to? - zapytał jeden głos.
- Hm? Chyba masz już jakieś omamy! Odstaw ten bimber i daj go mi, bo tobie chyba na dziś już starczy. - odpowiedział inny głos żartując sobie z kogoś.
- Nie, naprawdę coś słyszałem. A może to tylko te pierdolone szczury... - głos ucichł i już nikt nic więcej nie mówił.

Poza grą:
Tą rozmowę nie przeprowadzali Bohard, Eon, Rose, ani MerQu. Więc nie próbujcie pisać, że usłyszeli Randa, czy coś podobnego ;)


http://i61.tinypic.com/rjjprc.gif

Offline

 

#34 2014-08-29 22:20:40

 Rose

Amator Erpegów

Skąd: Valadilene
Zarejestrowany: 2014-06-22
Posty: 17
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Gdy Rose znalazła się w środku zdjęła pelerynę, po czym zawiesiła ją blisko komina, żeby choć trochę wyschła. Rozpuściła swe długie włosy i zasiadła z resztą. Dziewczyna była typowym introwertykiem, dlatego w dalszej rozmowie uczestniczyła raczej biernie. Zmęczona swoim krótkim wywodem siedziała jedynie, bawiąc się pierścieniem, który niegdyś przekazała jej matka, gdy ta opuszczała rodzinę. Nie tknęła także kufla, mimo, że kompani zdążyli wypić przynajmniej dwa. Siedziała spokojnie, czekając aż pogoda się zmieni, bądź stanie się coś ciekawego w środku. Co jakiś czas spoglądała na ogień pochłaniający drewno w palenisku.

Offline

 

#35 2014-08-30 07:31:40

InkwizytorSzalonyHollow

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-06
Posty: 22
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Eon znów założył kaptur, i rozsiadł się wygodnie. Oczywiście, najpierw zaproponował najwygodniejsze miejsce niegdysiejszej dziewczynie karczemnej. Upewniwszy się, że kaptur dobrze leży, i w pełni zasłania jego twarz, zaczął lustrować wzrokiem, dosyć lubieżnie, piękną dziewczynę z karczmy. Widział, że ona raczej nie uczestniczy w rozmowie, ale ciągle męczyły go myśli, dlaczego ona nie odważyła się do niego tam podejść. "Wiedźmą raczej nie jest, więc zapachu czuć nie winna. " myślał. Specjalnie unikał rozmów na temat swoich umiejętności, i swego towarzysza. -Lepiej by się piło gdybym znał wasze miano. Wy znacie me i czarodzieja, więc to rzecz uczciwa. rzekł opanowanym głosem, po czym do głowy przyszedł mu jeszcze jeden pomysł -Może coś zaśpiewasz? Dobra, dwa przednie kawały wołu czarna pijawko. wdał się cicho w rozmowę z krukiem. Po niej kruk poleciał na łeb dzika wiszący nad kominem. Jeden z poprzednich właścicieli był zapalonym myśliwym, choć niestety pechowym, bo postrzelił raz jaśniepana. Skończyło się to "samobójstwem" w tym gabinecie, a mianowicie, na haku na którym teraz wisiało trofeum, powiesił się. Kruk Otrzepał się, wygodnie usadowił i zaczął. Jeśli ktoś by pomyślał, że zaczął krakać, to by się grubo pomylił. Z jego dzioba wydobył się piękny, skomplikowany i wręcz nieziemski dźwięk. Był to piękny śpiew, nie do podrobienia, niewielu miało szansę go usłyszeć. Jego śpiew przepełniony był wielką tęsknotą i mocą. Nie był to brzydki śpiew, tylko niecodzienny. -Jak się komu nie podoba to niech próbuję go uciszyć - powiedział mrocznie, pełnym melancholii  głosem. Pieśń niosła słowa, które on rozumiał, i które niosły wspomnienia.

Ostatnio edytowany przez InkwizytorSzalonyHollow (2014-08-30 07:32:27)

Offline

 

#36 2014-08-30 20:09:47

KarczemnyNozownik

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-08
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Bohard siedział popijając trunek i obserwując towarzystwo. Nagle przestał wyglądać na zadowolonego, a poznać to można było po zmianie tonu głosu na bardziej niski i monotonny, oraz po twarzy która w tym momencie wyrażała kompletne zero emocji. Spojrzał jeszcze raz na każdego z jego towarzyszy, kończąc na Eonie. - MerQu już nas przedstawił, nie słuchało się, prawda? Moje imię to Bohard i jak rozumiem urok panienki Rose przyćmił Twoją uwagę na tyle, że nawet nie wiesz jak się zwą ludzie z którymi prawdopodobnie spędzisz dzień lub dwa uganiając się za lordowską peleryną i psim groszem. Radzę poświęcić więcej uwagi istotnym szczegółom, ponieważ jej brak najczęściej kończy się niezwykle szybkim i brutalnym zgonem. Szczególnie w Berhalskich lasach. - Powiedział to bez większych emocji, tak jakby przez cały ten czas mówił o czymś kompletnie oczywistym. Upił kolejny spory łyk z kufla i zaczął słuchać kruka który nie brzmiał jak zwykły kruk a być może wcale nie był krukiem ale sam Ulryk raczy wiedzieć czym. Szkoda tylko, że Eon olał jego pytanie odnośnie kruka. Nie wiedząc co ów ptaszysko potrafi, nie był w stanie stwierdzić czy przyda się na coś więcej niżeli tylko na zapasową rację żywnościową.

Offline

 

#37 2014-08-30 20:56:11

 Rand the Casime

Amator Erpegów

Skąd: Dezel Far
Zarejestrowany: 2014-08-13
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Rand klął wściekle w myślach " ten korytarz jest za ciasny do walki laską bojowa albo nawet jedną buławą, w razie czego będę musiał cofnąć się na schody, a w najgorszym przypadku wejść między tamtych" powoli ściągnął z pleców laskę bojową, by nie narobić za dużo hałasu. Złapał za ozdobiony uchwyt na środku laski i przekręcił. Lasko rozdzieliła się na dwie buławy. szubo jeszcze poprawił strój zaciągnął poły kaptura na twarz i wydał z siebie cichy warkot starając się by jego głos stał się bardziej chrapliwy i niższy, gdy to mu się udało, a przynajmniej tak mu się wydawało ruszył w stronę miejsca, z którego bił blask światła, gdy zbliżał się do źródła zmrużył oczy by blask ognia nie oślepił go w momencie spotkania z nieznajomymi. Miał nadzieje, że nie będzie musiał walczyć, a zamiast mordobicia usiądzie i popije wspomniany wcześniej bimberek, jedyne co mąciło teraz jego wypracowany spokój była myśl, iż ów trunek może okazać się nie godny jego ust po tym jak skosztował od dawna nie pitego koniaku, którym uraczył go Eon. Myśl o możliwej burdzie nie przerażała Randa, ponieważ jego przeciwnik będzie pijany, a przynajmniej taką żywił nadzieje, a jeśli nawet to Rand nie raz walczył z trzeźwymi Eunuchami strzegących zamtuzów, kiedy Czarnowłosy próbował się wymigać od płacenia za usługi rozwiązłych pań.

Ostatnio edytowany przez Rand the Casime (2014-08-30 21:03:38)

Offline

 

#38 2014-08-30 22:30:41

lawsford

Wielki Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-06-21
Posty: 58
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Milczący jak dotąd MerQu postanowił w końcu wziąć sprawę w swoje ręce. Po kilku kolejkach palącego trunku Eona atmosfera powinna się raczej rozluźnić. MerQu również był tego samego zdania. - Panowie, nie spinajmy dobrze? - na jego twarzy pojawił się dobrze już wszystkim znany jego szeroki, serdeczny, pijacki uśmiech. Zabarwione na czerwono policzki i nos wystawały spod jego krzaczastej brody koloru brązowego unosząc się w uśmiechu jak najmocniej się dało, a jego niebieskie oczy świdrowały po pokoju poszukując chociażby cienia aprobaty. - No. Wypiliśmy sobie trochę. Nie czas teraz na spory. Zostawmy złość na potwora i nie kłóćmy się pomiędzy sobą. Przecież od teraz tworzymy.. iik.. drużynę. - jego wypowiedź przerwało pojawienie się czkawki, którą zaraz potem bezskutecznie próbował zapić resztą trunku mieszczącego się w jego brudnym kuflu - Może.. iik.. dowiedzmy się nieco o sobie nawzajem? Nazywam się MerQu Den.. iik.. Nazwisko odziedziczyłem po moim przybranym wuju. Moi rodzice.. iik.. wraz z całą wioską zostali spaleni przez okrutnych bandytów, gdy ja liczyłem sobie trzecią wiosnę.. Iik.. pochodzę z dalekiej północy. Gdy miałem piętnaście wiosen.. iik.. znalazłem na polu rannego żołnierza. Sir Isaac Whiteridge.. iik.. tak mu było na imię. Zajmowałem się biedakiem, a gdy wyzdrowiał w podzięce wziął mnie na dwór swojego seniora, Lorda Eldruchta i zaczął szkolić.. iik.. w walce obuchami. - tu podrzucił swój młot bojowy, który taszczył ze sobą od karczmy - Potem trafiłem do akademii wojskowej w Dawnton.. iik.. Cholerny płyn! Stamtąd wyruszyłem w podróż, a jej celem ma być.. iik.. przełamanie moich lęków. Iik.. Straszliwie boję się zostać sam.. Zdany na pastwę losu, samiutki, jak palec.. iik.. Kurwa, boję się jeszcze magii. Może to dobrze, że trafił mi się taki Rand, może.. iik.. przy nim uda mi się odzwyczaić od tej beznadziejnej słabości. Jestem kompletnie bezużyteczny w walce z czarodziejami. Iik.. ostatnią rzeczą, którą muszę przełamać jest lęk przed ciepłem. Nie zrozumcie mnie źle.. iik.. nie przed takim czymś. - machnął ręką w stronę kamiennego kominka - Mam na myśli południowy upał.. iik.. byłem tam raz.. i miałem wrażenie, że uduszę się, a wnętrzności we mnie się ugotują.. iik.. - przerwał i zamyślił się na chwilę, po czym spojrzał na resztę towarzyszy oczekując ich odpowiedzi co chwilę czkając - Jeśli nie macie zamiaru mówić o swojej przeszłości powiedźcie tylko co lubicie.. iik.. czy coś.
Piorun trzasnął gdzieś niedaleko rozchodząc się z głośnym hukiem. Na zewnątrz szalała wichura, a deszcz nieustępliwie zacinał w szybę okna gabinetu, w którym gościli się podróżnicy. Jeden z nich ciągle nie wracał. Gdzież on mógł się podziać w taką pogodę? Rozpętała się przecież straszna burza. A może trochę go pocisło po tym jakże dobrym, aczkolwiek mocnym trunku i dlatego tak długo nie wracał? W pokoju zrobiło się wreszcie ciepło i nikomu nie chciało się stamtąd ruszać leniwej dupy. W sumie to niektórzy z nich już i tak by nie potrafili w tym momencie. Wiadomo o kim mowa.
Wraz z błyskiem piorunu rozpoczynającej się burzy Bohard zaczął dostawać jakiś dziwnych, niekontrolowanych drgawek. To był dopiero początek burzy, a gdzie tam koniec?

Chwilę później, gdy stojący w długim, wąskim korytarzu Rand wydał z siebie chrapliwy warkot i zbliżył się do rozwidlenia usłyszał te same głosy:
- O cholera.. teraz to mi się nie zdawało! - Rand usłyszał jakieś poruszenie, jakby ktoś bardzo ciężko, z wielką trudnością lecz błyskawicznie wstał z ziemi i szurając butami po podłożu zmienił swoje położenie, po czym ucichł.
- Myślisz, że to wilk? - spytał cicho inny głos dochodzący z tego samego miejsca, za zakrętem. Po chwili namysłu pierwszy głos odrzekł:
- Mam pomysł. - dało się słyszeć kilka kroków, a następnie ktoś zza rogu rzucił jakiś przedmiot w kierunku, w którym znajdował się ciemnowłosy czarodziej. Rand spojrzał na leżącą na ziemi cztery stopy od niego rzecz, która sekundę temu tu wylądowała. Okazało się, że był to całkiem apetycznie wyglądający stek. Wtedy w miejscu rozwidlenia pojawiła się sylwetka człowieka. Nie było widać jego twarzy, gdyż cień błyskającego ognia padał w taki sposób, że jego głowa znajdowała się całkowicie w mroku. Rand mógł jednak dostrzec zarys owej postaci. Był to mężczyzna, który właśnie znajdował się w pozycji przygotowanej do ataku. W prawej ręce, uniesiony na wysokości głowy, miał nóż, którym miał zaraz zamiar rzucić w kierunku, z którego wydobył się wcześniej cichy warkot. Na widok przyczajonego Randa zamarł w miejscu. Widocznie to co zobaczył zdziwiło go bardzo. Spodziewał się znaleźć w korytarzu wilka, nie człowieka.

Ostatnio edytowany przez lawsford (2014-08-31 12:24:38)


http://i61.tinypic.com/rjjprc.gif

Offline

 

#39 2014-08-30 23:33:56

 Rose

Amator Erpegów

Skąd: Valadilene
Zarejestrowany: 2014-06-22
Posty: 17
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Gdy MerQu skończył swój wywód, dziewczyna chcąc, nie chcąc zabrała głos, spoglądając raz jeszcze na rodowy pierścień rzekła: - Moje dzieciństwo było wręcz idealne, trenowałam łucznictwo i jazdę konną z bratem.... miałam wszystkiego pod dostatkiem, lecz wraz z ukończeniem trzynastej wiosny wszystko się zmieniło.... Niespecjalnie chcę o tym opowiadać, ale skończyło się na tym, że rok później zostałam cudem ocalona od nędzy przez właściciela gospody i takim oto sposobem stałam się służką....Z tą karczmą wiążą mnie już 2 lata. Moja słabość to przede wszystkim słońce... Na mojej bladej skórze momentalnie pojawiają się bolesne oparzenia, dlatego wychodząc na zewnątrz najczęściej ubieram tę pelerynę... Nie cierpię śmiałków mocnych tylko w gębie i osób, które myślą, że w życiu ważne są tylko pieniądze. Uwielbiam pieczoną kaczkę i perfumy truskawkowe.... A i zapomniałabym, mam męża. - Po tych słowach Rose usiadła na miejscu i wzięła kolejny łyk piwa, ażeby uniknąć spojrzeń kompanów.

Offline

 

#40 2014-08-31 06:39:20

InkwizytorSzalonyHollow

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-06
Posty: 22
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Eon ze spokojem wysłuchał historii brodacza, gdyż nie interesowała go. Choć rozbawił go jego strach przed magią. "Wiking-sierota może okazać się zawadą, Pewnie szybko zginie na wyprawie, głupcy tacy jak on na szczęście długo nie żyją. " myślał gorączkowo, otwierając tylko trochę gorszą od koniaku wódkę. Pochodziła ona z prywatnych zapasów Oficjum, więc wątpił by któryś miał szansę jej próbować. Opowieść ślicznotki dużo bardziej go zainteresowała. -Tera ma kolej gromado? Ehh zacznijmy od faktu, że jestem samotnikiem, choć towarzystwo takich ślicznotek mi nie przeszkadza. zaczął, po czym dodał -Wybacz mości Bohardzie, me roztargnienie, wywołał je fakt iż wyrwaliście mą osobę z głębokiej zadumy. Co do twego wcześniejszego pytania- powiem jeno, on jest przyjacielem, prędzej głodować będę aniżeli zjeść go pozwolę!  koniec powiedział głośno, głosem, od którego niejednemu serce stanęło. Wziął porządnego łyka wódki jako pierwszy. - Uhh ale ogień. No ale o nim rzeknę ci jeszcze ino - uratował mnie przed wilkami jak niemowlęciem byłem. Też pochodzę z północy, z potężnego rodu Dragness. Poza tym też za słońcem nie przepadam, ale nie stanowi ono problemu. Mam potężnych protektorów, o których mówić więcej nie zamierzam, a moim ulubionym daniem jest Strovengaldzki gulasz. dokończył stosunkowo matowym głosem, choć gdy mówił o gulaszu, postanowił że musi znów zjeść ten mało znany, acz genialny specjał. Gulasz ten składa się z 8 rodzaju mięs, 8 rodzajów grzybów, 8 rodzai warzyw i owoców, 8 rodzai alkoholu i przypraw. Nic nie rozgrzewa jak on, choć wątpił by któryś z nowych towarzyszy go próbował. Za wyjątkiem Randa, bo wydał się Eonowi zaprawionym pijaczyną, który z niejednego pieca jadł. -Ciekawe gdzie Rand, i czy go niedźwiedź nie zjadł. Lepiej dowiem cię co i jak. dopowiedział, po czym poprosił kruka, aby go poszukał, i wrócił. Zakłady, jak będzie lamentował z powodu wypitego bez niego koniaku? Albo tej magicznej wody, która zamienia wszystko w lawę, Ha dokończył biorąc kolejny porządny łyk.

Offline

 

#41 2014-08-31 15:30:43

KarczemnyNozownik

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-08
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Bohard słuchał historii każdego z jego towarzyszy, w międzyczasie kiwając głową do Eona, aby oznajmić że zrozumiał. Nie można było stwierdzić czy był zainteresowany ich historiami czy też nie, ale kiedy nadeszła jego kolej, również zabrał głos. - Hmmm... A więc tak... Podróżuję. Na życie zarabiam wykonując drobne zlecenia podczas wędrówek z miejsca do miejsca. Kilka ostatnich lat spędziłem na tropieniu potwora z Berhalu, podążałem za wieściami o kolejnych trupach znajdywanych w lasach ale niestety bezowocnie. Dlatego mam zamiar wziąć udział w tym zleceniu lorda Caerwycha. Z jednej strony jest to kolejne źródło pieniędzy za które przeżyję kolejne parę dni, z drugiej strony, jeśli te zlecenie będzie dotyczyć potwora który w tym momencie grasuje akurat w tej okolicy, być może dowiem się czegoś nowego co mi wreszcie pozwoli znaleźć i ubić bestię. Nie powiem wam co się ze mną działo, albo co robiłem przed wyruszeniem ze swojego rodzinnego miasta, rzec mogę tylko, że bardzo dobrze posługuję się nożami i nie spotkałem jeszcze nikogo kto byłby ode mnie lepszy na krótkim dystansie. - Jego wypowiedź przerwał głośny grzmot. Przez Boharda przebiegł zimny dreszcz i nerwowo zerknął za okno, po czym wcisnął się w swoje siedzenie. - Skoro wszyscy są tacy szczerzy i wylewni... Boję się burz. Jak byłem małym gówniarzem to kilka piorunów uderzyło bardzo blisko mnie, przerażony byłem jak nigdy i tak mi cholera zostało. Dobrze że uciekliśmy do środka przed burzą, ale jeśli będziemy musieli dotrzeć na plac główny, kiedy w okół nas będzie szaleć wichura to już lepiej jak któryś z was mi przypierdoli i mnie zaniesie na miejsce kompletnie nieprzytomnego. - Tutaj na chwilę przerwał i trzęsącymi się dłońmi wziął kufel aby upić kolejny łyk. - Oczywiście żartuję, więc ani mi się ważcie wyprowadzać ciosy, bo połamię łapska. Schlanie się do nieprzytomności to też opcja.

Offline

 

#42 2014-09-01 13:40:13

 Rand the Casime

Amator Erpegów

Skąd: Dezel Far
Zarejestrowany: 2014-08-13
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

-zostaw ten nóż, jeśli nie chcesz, by twoje ciało padło bez czucia na podłogę - dla potwierdzenia tych słów Rand za inkantował zaklęcie - Vargo - między metalowymi kulami osadzonymi na zakończeniu obu buław przepłynęła błękitna błyskawica o długości metra, bo tyle wynosiła odległość między kulami. Huk, który rozniósł się przy okazji ogłuszył tymczasowo Rand jak i jego rozmówce 'Zgłupiałem do reszty! Jestem cały mokry, gdyby ten jebany niebieski błysk mnie dotkną bym się tu kurwa usmażył". Rand nie dał po sobie poznać, że jego czyn po działał bardziej na niego niż na jego przeciwnika i to on z ich dwójki miał prawie pełne spodnie ze strachu.- niech twój towarzysz nie myśli, że może coś zdziałać na własną rękę. Nie mam nastroju na przekomarzanie się z wami pierwsza próba oszukania mnie i was zabije - zachrypnięty głos dodawał znacznej wagi jego słowom."Czuje się znów jak dziesiętnik! Oby tylko nie próbowali zrobić czegoś głupiego". rond opuścił naładowane zaklęciem bławy, ale dalej były skierowane stronę wroga. Na obu kulach u szczytu  buław było widać małe ługi elektryczne na szczęście w tym stanie niebyły nie bezpieczne dla randa nawet jeśli dotknął by ich goła ręką. -- To jak wolicie po dobroci czy mam przejść do mordobicia?!  - podczas swojego wywodu wysunął prawą nogę do przodu, a lewą cofną trochę, by stać bokiem do przeciwników. Prawą dłoń z buławą uniósł do góry i wyciągnął przed siebie. Drugą natomiast ustawił poziomo do swojego ciała na wysokości brzucha

Offline

 

#43 2014-09-02 14:06:51

lawsford

Wielki Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-06-21
Posty: 58
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Postać dalej stała w bezruchu, gdy Rand opuścił naładowane prądem buławy. Potem nastała chwila milczenia, w której nikt nic nie robił; wydawałoby się nawet, że obaj stali bez tchu. Rand miał wrażenie, że nie był to moment lecz niekończąca się, bezdźwięczna wieczność. Jednak w prawdzie minęło zaledwie kilka sekund, aż postać stojąca na końcu korytarza, która trzymała w ręce nóż przygotowany do rzutu wykonała swój ruch. Bez słowa, nawet nie rozważając innej opcji działania obcy mężczyzna rzucił nożem w stronę Randa. Sekundę później był już schowany za rogiem zapewniając sobie tym bezpieczeństwo, gdyż uniknął natychmiastowej odpowiedzi ze strony czarodzieja znającego zaklęcie natury elektrycznej. Rand inkantując zaklęcie wypowiedział słowo "Vordo" i wycelował w miejsce, w którym znajdował się jeszcze wtedy napastnik. Błyskawice wyleciały z naładowanych metalowych kul znajdujących się na końcu buław i z hukiem roztrzaskały drewnianą ścianę pomiędzy odchodzącymi z rozwidlenia korytarzami. Rzucony przez tamtego człowieka nóż był o włos od trafienia Randa w lewą rękę. Ten jednak w ostatniej chwili uchronił się przed atakiem robiąc unik w prawo. Możliwe, że ten ruch również spowodował, iż wystrzelone z buław błyskawice nie trafiły agresora. Rand wpadł na drewnianą ścianę wąskiego korytarza i osunął się na ziemię. Spojrzał w stronę rozwidlenia. Mężczyznę ani trochę nie było widać zza rogu. Pół minuty później światło dobiegające z pomieszczenia, w którym przebywało dwóch nieznajomych momentalnie zgasło. Po upływie tego samego czasu odezwał się jeden z głosów:
- Jesteś w dupie kolego. Przykro mi, ale to ty tutaj jesteś w gorszej sytuacji. Niestety tego nie widzisz, ale podłoga, po której stąpasz namoczona jest w łatwopalnym oleju. Ach, tak się zwyczajnie zabezpieczyliśmy na wypadek podobnych zdarzeń. Mamy dla ciebie propozycję. Wycofaj się i wróć skąd przyszedłeś, a oszczędzimy ci życie. - groźnym tonem powiedział któryś z mężczyzn za rogiem. Wtedy Rand usłyszał trzepot skrzydeł z każdą chwilą zbliżający się ku niemu zza pleców. Odwrócił się lecz w ciemności nie mógł dostrzec co to jest. Ptak podleciał do niego i usiadł mu na ramieniu. Chwilę później odleciał w stronę, z której przyleciał. W trakcie lot zakrakał ponuro.
Kruk przeleciał nad schodami i znalazł się w hangarze z palami drewna. Wyleciał przez otwarte drzwi na zewnątrz i z trudem poruszając się na mocnym wietrze i zacinającym deszczu dotarł do otwartego okna w gabinecie, z którego wysłał go Eon. Ten zauważywszy powrót towarzysza podszedł do okna i spojrzał krukowi prosto w jego czarne, bystre oczy. - Czarodziej w niebezpieczeństwie! Dwóch napastników. Pułapka! Pokażę drogę. - zakrakał w swoim języku, który rozumiał jedynie Ponury Żniwiarz. Dla pozostałych podróżników siedzących w gabinecie było to zwykłe krakanie czarnego jak mrok ptaka.

Ostatnio edytowany przez lawsford (2014-09-02 14:57:09)


http://i61.tinypic.com/rjjprc.gif

Offline

 

#44 2014-09-02 19:17:59

 Rose

Amator Erpegów

Skąd: Valadilene
Zarejestrowany: 2014-06-22
Posty: 17
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Dziewczyna znudzona całą tą rozmową nie umiała się doczekać aż w końcu nie przestanie padać. Co chwilę kierowała swe oczy w stronę okna wypatrując jakiejś zmiany. Zniecierpliwiona także długą nieobecnością Randa uniosła nogi na krzesło, siadając wręcz po turecku. Obserwowała mrówki ścigające się po podłodze wzdłuż stołu, marząc by czas leciał szybciej. Od czasu do czasu rzekła parę słów do towarzyszy, lecz nie była w nich zbyt wylewna. Ściągnęła swój łuk z pleców i trzymając lewą ręką za grzbiet, prawą bawiła się cięciwą, zachowując się jakby grała na harfie. Wydawało jej się, że kompani i tak nie zwracali uwagi na jej zachowanie pochłonięci pijaństwem bądź rozmową.

Offline

 

#45 2014-09-02 19:42:27

InkwizytorSzalonyHollow

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-06
Posty: 22
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

"Wychlaliśmy już dwa najlepsze trunki, bez większej pomocy Randa. Ten pijaczyna się wścieknie! dobrze że postanowiłem zachować trochę tej wódy dla tego zabawnego magika. " myślał Eon. Trochę smuciła go postawa Rose, pełna dystansu i nieufności. Czerwonowłosy nagle poczuł zmianę, jego włosy mianowicie zaczęły przybierać barwę czarną, kruczoczarną, z szmaragdowymi pasmami. "Na szczęście zmiana trwa jedną kreskę świecy, i jest stopniowa. Może pogrążeni w pijaństwie nie zobaczą ha! myślał. Już miał zamiar dołączyć drwa do komina, gdy nagle wpadł przez okno głośno wołając, iż sytuacja jest trudna. Eon nie myśląc długo wziął kosę i rzekł -Ten pijak Rand ma problem. Trza mu szybko pomóc. Łap młot siłaczu, Bohardzie sztylety pod ręką? A i prosiłbym, by śliczna Pani nas osłaniała. Ruszym ludzie! Zaraz zemrze nam niedoszły kompan, a z tego nic dobrego nie wyjdzie. powiedział, sam niezbyt zadowolony, i nie patrząc na towarzyszy rzucił krukowi kawałek wołowiny, po czym ruszył za nim. Kruk bezproblemowo złapał kawałek w locie, i łapczywie pożarł. -Na noc że też musimy ratować ludzi. Ratować! rzekł do kruka w jego mowie. Ale w głębi ducha Eon czuł, że Rand może mu się przydać, nawet jeśli nie w poszukiwaniach Czarnego, to potem, gdy już spełni wolę smoka, chciwy wiedzy zabierze się za kolejny cel. Deszcz lał, choć to Eonowi nie przeszkadzało. Już widział miejsce w którym Rand prawdopodobnie się znajdował, i liczył, że nikt nie zniszczył pobliskiej "Krypty duchów".

Poza grą
1 kreska świecy to zakładam 10 min, chyba że GM postanowi inaczej.
~ Może być. / lawsford

Ostatnio edytowany przez lawsford (2014-09-06 10:58:48)

Offline

 

#46 2014-09-05 15:23:40

KarczemnyNozownik

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-08
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Bohard siedział i rozmawiał ze swoimi towarzyszami, od czasu do czasu zerkając nerwowo za okno. Gdyby tylko istniał jakiś czar albo zaklęcie na zmianę pogody to być może nie nie lubiłby tak bardzo czarodziejów. Nie był nastawiony przeciwko porządnym czarodziejom, ale raczej przeciwko tym którzy udawali czarodziei, a tak naprawdę w dziczy nie przetrwaliby ani minuty. Wkurzali go, ponieważ żyli sobie jak królowie podnosząc magicznie kamienie za pieniądze jako widowisko dla rozpuszczonej szlachty, a Bohard musiał łazić od miasta do miasta za groszem. Kiedy okazało się, że Rand ma kłopoty, poprawił pas przy którym miał swoje noże i ruszył za Eonem. Kiedy wyszli na zewnątrz, bał się postawić nawet krok na deszcz w strachu przed burzą, ale skoro jego towarzysze się spieszyli, a on nie chciał zostać w tyle, starał się drogę przebyć jak najszybciej idąc jak najbliżej drzew i jak najbardziej osłonięty od nieba liśćmi drzew a każdy piorun zatrzymywał Boharda na 5 sekund nim do niego docierało, że jeszcze żyje i może dalej biec.

Offline

 

#47 2014-09-05 20:09:15

 Rand the Casime

Amator Erpegów

Skąd: Dezel Far
Zarejestrowany: 2014-08-13
Posty: 19
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

-Co za chamstwo! a ja chciałem po dobroci! - Rand po uniknięciu sztyletu wściekł się do imentu. Ruszył do przodu ze zmrużonymi oczami biegł w stronę źródło światła, a gdy to zgasło nie sprawiło mu to różnicy. Choć trudno te parę kroków nazwać tak na prawdę biegiem. po czwartym kroku, kiedy do miejsca z, które wychylił się wcześniej agresor zostało trochę ponad 3 stopy*. Czarnowłosy za inkantował - Arakto - gdy tylko słowo zostało wypowiedziane w jego nogi poszybowało wiązka energii. Wybił się z prawej nogi i wystrzelił do przodu płasko na wysokości około 2 i pół stopy nad podłogą w locie przekręcił się na plecy jedną rękę z buławą  wyciągną w locie tak by w momencie mijania w locie rogu, mógł wypuścić wiązkę zaklęcia elektrycznego, a drugą rękę z buławą skierował w miejsce, gdzie jak przypuszczał znajdował się środek pokoju. gdy minął ów felerny róg połową ciała za inkantował  zaklęcie przy okazji mrużąc oczy by nie stracić wzroku na parę chwil - Vargo - nie przyglądał się czy jego atak  osiągnął jakikolwiek efekt, gdy wylądował na plecach po przeleceniu 14 stóp. Kiedy tylko dotknął plecami podłogi zacisnął zęby i przekręcił się przez ramie po czym poderwał się na nogi przyjmując postawę obronną. " Wiedziałem! Na trzeźwo nie robię takich głupot! Jak tylko stąd się wywinę uwalę się tym boskim Koniakiem!" Rand przyjmując postawę obronną szybko rozejrzał się po pomieszczeniu...

Offline

 

#48 2014-09-06 13:03:52

lawsford

Wielki Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-06-21
Posty: 58
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Z buławy wystrzeliła wiązka błyskawic, która śmignęła przez pokój i trafiła w ścianę rozwalając ją na szczępy po drodze tłukąc coś szklanego. Rand nie miał pojęcia co to było, gdyż w chwili inkantowania zaklęcia miał on zamknięte oczy. Gdy poderwał się na nogi wstając z ziemi, na którą upadł spojrzał w kierunku pomieszczenia przyjmując pozycję obronną. Zdążył jedynie zobaczyć rząd drewnianych szafek ciągnący się naprzeciwko niemu wzdłuż ściany. W kilku szafkach widniała wielka dziura zrobiona na wylot dzięki zaklęciu Vordo. Chwilę później w miejscu dziur pojawiły się iskierki, a następnie szafki razem z ścianą znajdująca się za nimi zajęły się ogniem. Światło, jakie dawały języki ognia oświetliło w pewnym stopniu pomieszczenie. Była to szatnia, z pewnością przeznaczona kiedyś dla pracowników tartaku. Po obu stronach ścian stały długie rzędy dużych szafek, a równolegle do nich ciągnęły się długie drewniane ławy. Na ławie znajdującej się około 25 stóp od Randa, w kierunku której stał obrócony stało kilka rzeczy; jakieś szmaty rzucone w kupkę, stos wielkich ksiąg położony niedbale, a także kilka pustych, szklanych flaszek. Na ziemi leżały szczątki jednej z nich, która z pewnością jeszcze przed atakiem Randa była całkowicie pełna, gdyż przy kawałkach rozbitego szkła znajdowała się kałuża jakiegoś gęstego, żółtawego trunku. Czarodziej przypomniał sobie o niebezpieczeństwie i rozejrzał się po pokoju szukając oponentów. Wtedy zza rogu, za którym prawdopodobnie znajdowało się przedłużenie pomieszczenia wychylił się człowiek o długich do ramion brązowoczarnych prostych włosach. Na twarz zaciągniętą miał czerwoną chustę w białe wzorki, a w dłoniach trzymał wielką drewnianą kuszę, która mierzył w stronę Randa. Przygotowany na taką ewentualność Rand już miał wypowiedzieć słowa zaklęcia, gdy usłyszał tuż za swoimi plecami pojedynczy krok. Zanim jednak zdążył się odwrócić lub w jakikolwiek inny sposób zareagować otrzymał potężny cios czymś twardym w potylicę. Randowi momentalnie zakręciło się w głowie i z hukiem padł na ziemię nieprzytomny. Z cienia, z drugiego rozwidlenia korytarza wyłoniła się postać trzymająca w ręku buzdygan.
- Macie szczęście głupcy, że wróciłem na czas. Tak to byłoby po was. - zagrzmiał mocno człowiek, który jednym ciosem powalił Randa.
- Daj spokój, już go prawie mieliśmy! - odpowiedział mu zadowolony kusznik.
- Ciekawi mnie tylko jakim cudem odszyfrował, że tak naprawdę ten korytarz nie jest pokryty olejem. - zza rogu, z którego wyłonił się zamaskowany człowiek wyszedł inny, który z nutą goryczy wypowiedział te zdanie.
- Nic nie odszyfrował idioto.. Nie ważne, musimy ruszać, czarodziej ma przyjaciół. Cały czas ich obserwowałem i podsłuchiwałem ich rozmowy. Jest ich czterech: łucznik, nożownik, człowiek z północy i nekromanta. Właśnie zmierzają tutaj, żeby uratować przyjaciela. Wyprowadziłem już konie na zewnątrz, czekają na nas. Zabieraj stamtąd moje księgi idioto, bo zaraz się zajmą ogniem! - na koniec ryknął groźnie rozkazując trzeciemu z nich pozbierać z ławy grube pisma, do których zmierzał ogień. Zrugany mężczyzna podbiegł do drewnianej ławy z jakąś torbą i zaczął pakować do niej księgi i leżące tam szmaty. W tym samym czasie kusznik kucnął nad nieprzytomnym Randem i zaczął go przeszukiwać.
- Na boga! Nie ma na to czasu, musimy się stąd zabierać, bo albo będziemy zmuszeni rozwalić czwórkę żółtodziobów, albo zostaniemy spaleni przez ten cholerny ogień! - rozgniewał się mężczyzna trzymający buzdygan. Kusznik jednak tylko głupkowato się uśmiechnął ściągając z twarzy chustę i zajrzał do torby Randa. Znalazł trzy sakwy z pieniędzmi i tworzył tą największą. Z radością wsypał jej całą zawartość do swojej torby, po czym wstał i oznajmił, że jest gotowy do drogi. Trzeci mężczyzna, który zdążył już spakować wszystkie rzeczy rzekł to samo. Trójka bandytów ruszyła przez korytarz po prawej stronie w kierunku wyjścia.

W środku burzy czwórka podróżników prowadzona przez czarnego kruka biegła okrążając tartak, aby dostać się do miejsca, w którym znajdował się Rand. Niezwykle opóźniał ich Bohard, który co chwilę stawał w miejscu przestraszony hałasem jaki wydawały błyskawice. Brnąc w wodzie głębokiej już na dwie stopy w końcu dotarli na tyły magazynów. Weszli do jednej z wielkich hali i między stosami drewnianych pali ruszyli w stronę drzwi podążając za krukiem. Wtargnęli do ciemnego pomieszczenia, a następnie potykając się o schody znaleźli się w długim wąskim korytarzu. Na jego końcu ujrzeli ciało Randa, które leżało bez ruchu na podłodze. Jego sylwetkę oświetlały płomienie pożaru, który został wzniecony w pomieszczeniu na lewo od nieprzytomnego czarodzieja. Łakome płomienie na szczęście jeszcze go nie dopadły.

Poza grą:
Rand, tracisz 175 złotych monet.


http://i61.tinypic.com/rjjprc.gif

Offline

 

#49 2014-09-09 21:15:50

 Rose

Amator Erpegów

Skąd: Valadilene
Zarejestrowany: 2014-06-22
Posty: 17
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Gdy Rose ujrzała Randa w pierwszej chwili myślała, że nie on nie żyje. Stanęła jak wryta gapiąc się z zdziwieniem pozwalając kroplom deszczu spływać jej po policzkach. "Co tu się kurwa stało?" szepnęła do siebie, nie zważając na jakiekolwiek maniery. Gdy jednak zorientowała się, że mężczyzna żyje podbiegła do niego i zaczęła dezynfekować rany perfumami na bazie alkoholu, które trzymała w plecaku. Po oczyszczeniu zabandażowała je szmatami z ubrania. Na tym kończyła się jej wiedza o medycynie, więc nic więcej nie mogła już zrobić. Zawołała tylko z łzami w oczach: "Niech któryś z was się ruszy i pomoże mi z Randem i z tym ogniem!" Rose była wrażliwa dziewczyną i często ponosiły ją nerwy. Dlatego wręcz od razu, jej oczy zrobiły się szkliste od łez, a nosek czerwony.

Offline

 

#50 2014-09-10 05:28:14

InkwizytorSzalonyHollow

Amator Erpegów

Zarejestrowany: 2014-07-06
Posty: 22
Punktów :   

Re: Akt I, Część I "Początki kompanii"

Całe zajście Eon przyjął ze spokojem. Gdy spędza się tak dużo czasu z trupami, człowiek uczy się na pierwszy rzut oka poznawać umarłych. A Rand na umarłego nie wyglądał. Może bez nekromantycznych zdolności nie byłby pewny, ale teraz już wiedział że żyję. Gdy powabna karczemna dziewka zaczęła się nim zajmować, poczuł zazdrość, przez troskę, jaką mu okazała. Wątpił, ze smutkiem, aby jemu ktokolwiek, kiedykolwiek taką troskę okazał. W tej samej chwili, gdy Rosę zaczęła mówić co mają z Bohardem robić, dotarło to do Eona. Oczywiście, dotarło by to szybciej, gdyby nie był tak skupiony na Rose. Zaraz wziął kosę w ręce, i zaczął z jej pomocą odcinać drogę ogniowi. Rzucił damie wpół pustą flaszkę, po mocnej wódce. -To powinno go ocucić rzekł mrocznym głosem, po czym dodał już spokojnie - Spokojnie to tylko wódka, ale i tak musimy go przenieść. Rose osłaniaj nas, Bohard bierz za lewę ramię, ja biorę za prawe. Do tartaku z nim. po czym jeszcze tylko dodał do kruka - Pilnuj terenu i jak co od razu wołaj.

Offline

 
Runescape Mouse Pointer

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.074 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.vue.pun.pl www.legendsfighters.pun.pl www.musketeers.pun.pl www.maciejkowewzgorze.pun.pl www.klumb.pun.pl